Głównym powodem, dzięki któremu sięgnęłam po ten tytuł był rozgłos. Wiem, wiem - nie powinnam kierować się głosem tłumu, bo niejednokrotnie bywa on głosem zgubnym. Ale tym razem pokusiłam się o spacer do biblioteki i wypożyczenie jej, a moja chęć na przeczytanie tej powieści nie gasła, mimo, że musiałam czekać na nią około miesiąca. Kiedy (w końcu!) trafiła w moje ręce, pochłonęłam ją w 2 dni (a przy nawale nauki do szkoły, do matury i tysiącu innych obowiązków, uważam to za mój mały wyczyn), dzięki czemu mogę teraz o niej co nieco napisać.
Autorem powieści jest John Green, amerykański pisarz, który na swoim koncie ma kilka wysoko ocenianych powieści, m.in.: "Papierowe miasta", "Szukając Alaski", czy "19 razy Katherine". Jednak żadna nie przyniosła mu takiej sławy jak właśnie "Gwiazd naszych wina", na podstawie której powstał film o tym samym tytule, z dwojgiem młodych wschodzących gwiazd amerykańskiego kina w rolach głównych - Shailene Woodley i Anselem Elgortem.
O czym opowiada książka? Dla tych, którzy nie czytali, nie oglądali i nie słyszeli ani słowem o jej fenomenie - powieść traktuje o losie Hazel, chorej na raka nastolatce, która tylko dzięki cudowi nadal stąpa po świecie. Robi to powoli, zważa na każdy krok, by się nie przemęczać, zmuszona do taszczenia za sobą butli z tlenem, która sprawia, że jej płuca choć trochę przypominają zdrowy organ. Wiedząc, że nieuchronnie zbliża się jej śmierć, odcina się od szkoły, znajomych, zatapiając się w świat "Cienia udręki" i odmóżdżających programów rozrywkowych.
Pewnego dnia, zmuszona przez matkę, udaje się na spotkanie grupy wsparcia, podczas której poznaje przystojnego Augustusa Watersa. Zdaje sobie wtedy sprawę, że osoby zdrowe nie mają wyłączności na aktywne życie, przyjemności i miłość, a osoby chore nie muszą się wiecznie ukrywać przed światem, by przypadkiem nie zburzyć wyobrażeń ludzi zdrowych.
Między dwojgiem tych młodych, a jednocześnie silnie doświadczonych przez los ludzi, rodzi się uczucie, które sprawia, że Hazel zaczyna żyć pełniej, tak jak marzyli jej rodzice. Jednak nawet ogromna miłość nie sprawia, że dziewczyna staje się jak inne nastolatki, ponieważ nadal pamięta o czekającej na nią śmierci. Tylko czy to jest to, czego młoda dziewczyna boi się najbardziej?
Powieść jest głębokim odzwierciedleniem uczuć miotających chorą dziewczyną, jak i prostym wytłumaczeniem, czym tak naprawdę jest choroba nowotworowa. Ambitny John Green dobrze przygotował się do napisania tej powieści, gdyż można uchwycić szczegółowe opisy choroby oraz towarzyszących Hazel urządzeń, dzięki którym może "normalnie" funkcjonować. Książka zachwyciła mnie niezwykłym humorem, czego przykładem jest chociażby Augustus Waters, który mimo swojej niewesołej sytuacji, sprawia, że Hazel chodzi uśmiechnięta. Ponadto, w powieści podoba mi się podejście bohaterów do swojego stanu, oczywiście góruje ironia, np: "bonusy rakowe" czy "efekt uboczny umierania". Bohaterowie nie użalają się nad sobą, nie zadają bezcelowych pytań typu "dlaczego ja?". Zaoszczędzony czas przeznaczają na pomoc Isaacowi w pogodzeniu się z równoczesna utratą miłości swojego życia, jak i ślepotą. "Gwiazd naszych wina" jest również powieścią o dojrzewaniu, dlatego kierowana jest głównie do nastolatków. Mowa w niej o potrzebie bliskości, jaka rodzi się w młodych ludziach, o wahaniu, nieporadności w okazywaniu uczuć. Jest to książka prawdziwa aż do bólu i gwarantuję, że niejeden czytelnik się popłacze.
John Green postarał się, by "Gwiazd naszych wina" zachwycała, rozśmieszała i wywoływała płacz. Z czystym sumieniem mogę Was zapewnić, że głos tłumu tym razem ma rację, a tym samym śmiało mogę Wam polecić tę powieść, zwłaszcza teraz, kiedy czytelnik jest otoczony ogromną ilością grafomanii, przy której płakać można tylko i wyłącznie... z rozpaczy.
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Autor: John Green
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 312
Ocena: 8/10
***
PS: Moi Drodzy, jest to mój pierwszy blog oraz pierwsza recenzja. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie ciepło. Będę się starała zaglądać tutaj jak najczęściej i jak najczęściej będę pisała recenzje (mimo zbliżającej się wielkimi krokami matury). Zaczęłam dosyć znaną powieścią, jednak uprzedzam, iż nie zamierzam recenzować samych nowości - będę cofała się wstecz, głównie do polskiej fantastyki i innych wielu atrakcyjnych książek. Jeśli już tutaj zajrzycie, zostańcie ze mną na pokładzie! :)
Miłego wieczoru!
Po "Gwiazd naszych wina" również sięgnęłam za sprawą rozgłosu... Na początku. Potem, gdy długo długo nie mgłam jej dostać w żadnej księgarni obudziła się we mnie dterminacja, aby przeczytać ją za wszelką cenę zanim bezlitośni internauci do końca zepsują mi radość z lektury co chwila spoilerując. Książkę dorwałam, o ironio, w szpitalu i to w momencie, gdy ktoś mi bliski również chorował. Powiedzmy więc, że emocjonalnie się z książką zżyłam. Bardzo mi się podobało - zwłaszcza, że emocje, o których piszesz, zostały odpowiednio stonowane, dzięki czemu książka nie yła zbyt ckliwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego na nowej drodze! Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej. :)
Powieść naprawdę warta przeczytania :)
UsuńDziękuję za ciepłe przyjęcie! :)
Ja osobiście ''Gwiazd Naszych Wina'' przeczytałam zanim była tak bardzo popularna. Nawet nie czytałam jej w wersji papierowej tylko e-booka i to za polecenia koleżanki, większej książkoholiczki niż ja na razie jestem, bo jestem nią od niedawna. :)
OdpowiedzUsuńPewna osoba z mojej rodziny również zachorowała na raka, ale był niegroźny więc wszystko jest w porządku. Rok temu kolejna osoba u mnie w rodzinie zachorowała na tą chorobę i jeszcze się trzyma i mam nadzieję, że potrwa to długo, dlatego jestem też do tej książki przywiązana :) Piękna powieść, wzruszająca i zarazem śmieszna.
Witam w świecie blogosfery :3
Zapraszam do siebie >> http://alawkrainieksiazek.blogspot.com/
Bardzo dobrze, że książkoholizm można nabyć. Trzeba zarażać ludzi :)
UsuńTrzymam kciuki za Twoją rodzinę, musicie się wszyscy mocno trzymać!
Dziękuję bardzo za serdeczne przyjęcie. Na pewno do Ciebie zajrzę :)
Nie będę udawać - musiałam przeczytać "Gwiazd naszych wina". Co prawda bardzo z tym zwlekałam, ponieważ styl Greena niezbyt mi odpowiada, ale w końcu się przemogłam. I muszę przyznać, że zawiodłam się. Nie mogę powiedzieć, że książka była zła, ale nie była też tak świetna, jak wszyscy mnie zapewniali. Uważam, ze autor spłycił niesamowitą historię. Jednak to nie znaczy, że nie polecam innym.
OdpowiedzUsuńWitam w świecie recenzentów :) Mam nadzieję, że dobrze będzie Ci się pisało. Raczej nie będę komentować Twoich recenzji, bo ostatnio nie jest to w moim zwyczaju, ale od czasu do czasu wpadnę i sprawdzę, co tam u Ciebie słychać :)
Pozdrawiam :)
Zapraszam również do mnie http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
PS: Masz świetną nazwę bloga! :)
Podobnie miałam, kiedy sięgnęłam po wychwalany przez wszystkich "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa. Czułam się, jakby znajomi ze mnie zakpili, wyrażając się o niej w samych superlatywach.
UsuńWitam, witam. Cieszę się, że wszyscy tak ciepło mnie przyjmują :) Dziękuję bardzo! Chętnie do Ciebie zajrzę :)
Nazwa, w zasadzie przyszła do mnie znienacka :) Cudnie, że się podoba :)
Żeby zrozumieć i pokochać Pamiętnik trzeba mieć troszkę życiowego doświadczenia. Moim zdaniem nie ma co porównywać tej książki z GNW :)
UsuńSwoją drogą, jeśli lubisz fantastykę, nie dziwię się że typowy, ckliwy romans Cię nie urzekł.
A poza tym, witaj w blogosferze, trzymam kciuki!
Niestety mi książka się nie podobała, była zbyt przewidywalna i łatwo można było zgadnąć co będzie się dalej działo...
OdpowiedzUsuńJa na razie widziałam tylko film i w czasie najbliższych miesięcy zamierzam również przeczytać książkę i liczę na to, że jest jeszcze lepsza niż był film na, którym (co było do przewidzenia) płakałam.
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam do siebie -----> http://moja-szczera-recenzja.blogspot.com/